niedziela, 16 czerwca 2013

Czerwcowa wizyta w Krakowie

W minioną środę odbyliśmy naszą kolejną długą podróż do Krakowa. Po kilkugodzinnej podróży z przerwą na obiad w Galerii Jurajskiej dotarliśmy na miejsce. W ostatnim czasie coraz trudniej pokonuje nam się duże odległości samochodem. Adaś mniej śpi i jest bardzo niecierpliwy...
Nasza wizyta tradycyjnie trwała kilka, może kilkanaście minut. Asymetria Adasia wynosi teraz 0,7 mm. Przez 3 miesiące zmniejszyła się o 3 mm. Główka natomiast urosła mu w obwodzie 1 cm. Tak jak się spodziewaliśmy wszystko idzie bardzo powoli. Dla mnie te liczby to ewidentny dowód na to że kask był za duży. Jeśli głowa urosła mu o 1 cm, a kask w dalszym ciągu dopina się tak jak na początku, a asymetria zmniejszyła się tylko o 3 mm to przecież jasne...
Na wizycie oprócz dr Olgi był również inny młody lekarz, którego wcześniej nie znałam. Równie miły i sympatyczny, ale co z tego... Usłyszeliśmy, że Adaś będzie nosił kask jeszcze ok 3 miesięcy (dłużej nie będzie miało to sensu) a jego asymetria powinna zmniejszyć się jeszcze o połowę (czyli do ok 3 mm) Jeśli uda się to osiągnąć to będzie sukces. Ideału raczej nie będzie. Kask został doszlifowany, a następną wizytę mamy za 6 tygodni.
Na szczęście widzimy też dobre strony zakaskowanego Adasia :) Dziesiątki upadków podczas nauki chodzenia zostały w pełni przez niego zlekceważone. Zero guzów, zero rozciętej głowy :) Jeśli zostanie mu 3 mm to z jednej strony będzie nam przykro, że nie wyszło idealnie, ale z drugiej strony wada będzie tak mała, że niewidoczna gołym okiem przez obcych ludzi. Już teraz jest zdecydowana różnica, porównując do stanu z którego startowaliśmy, a mam nadzieję będzie jeszcze lepiej.

Muszę przyznać, że w związku z porą roku, kask wywołuje coraz większe zainteresowanie wśród ludzi, a prawie każdy jest przekonany że to kask na rower ;) Edukujemy z mężem, zarówno laików jak i lekarzy do których ostatnio mieliśmy przyjemność się udać. Tym razem bombardujemy pediatrów i dermatologów, ponieważ u Adasia pojawiły się już jakiś czas temu czerwone otarcia i bąble w pachwinach, z którymi nie możemy sobie poradzić... Tradycyjnie jeden lekarz mówi że bakteryjne, drugi że grzyb, trzeci że alergia.. I jak to w Polsce bywa bądź Pan mądry... Maść po maści, nic nie pomaga. W końcu dzięki rodzinnym protekcjom u ostatniego ze specjalistów dostaliśmy skierowanie na badania (posiew moczu i kału oraz wymaz z pachwiny) czekamy i zobaczymy czy i co ewentualnie z tego wyjdzie... Zaczynam się zastanawiać czy mój syn zawsze musi być wyjątkowym przypadkiem, z którym lekarze nie bardzo wiedzą co zrobić :) A może ktoś z Was miał tego typu przypadłość i może coś powiedzieć?