Pierwsze wrażenie było ok. Zaskoczyło mnie tylko to, że przychodnia jest bardzo mała. Wjechały 2 wózki i nasz już się w sumie nie zmieścił, przy czym ani rodzice ani dzieci nie miały się jak ruszyć :) Wszystkie dzieci były jak zawsze grzeczne i spokojnie siedziały u rodziców na kolankach, ale nie mój Adaś :) Wyrywał się strasznie, poraczkować nie bardzo miał gdzie, chodzić jeszcze nie chodzi, my umęczeni ale uff wchodzimy do gabinetu :) Pan Docent, który kwalifikuje dzieci do kasku jest przemiłym człowiekiem. Ciepły, sympatyczny, przede wszystkim komunikatywny i mądry :) Zrobił Adasiowi usg głowy, dokonał kilku pomiarów i okazało się że asymetria u Adasia wynosi 1,5 cm. Do kasku się nadawał :) Dalej przejęła nas dr Olga, która jest tam lekarzem prowadzącym. Młoda, serdeczna i zaangażowana lekarka :) Po raz kolejny okazało się że łatwiej rozmawiać z młodymi lekarzami. Zrobiliśmy zdjęcia w trójwymiarze, zapłaciliśmy 150 zł za wizytę, 200 za zdjęcia i 90 za USG i poszliśmy podpisać umowę z właścicielką :) Właścicielka nie zrobiła na nas dobrego wrażenia, ale na szczęście to nie ona leczy tam dzieci. Musieliśmy poczekać, aż przyjmie nas między swoimi pacjentami itp. ale nie czas tutaj rozpisywać się na jej temat.. Umowę podpisaliśmy, przeczytaliśmy ją z mężem uważnie. 200 zł za zdjęcia zostało odliczone od kwoty globalnej 8 tys. Wszystko się zgadzało. Mieliśmy teraz tylko czekać na wiadomość czy Berlin zakwalifikował nas do kasku. Jeśli tak wysyłamy przelew, oni zamawiają kask i spotykamy się za tydzień, dwa na założenie. Tak też się stało. Wróciliśmy do domu późno- wykończeni. Adaś wyspał się w samochodzie więc o 23 wcale nie szykował się do snu :) Już następnego dnia dostaliśmy telefon z potwierdzeniem, że Adaś został zakwalifikowany :) Potem przyszły święta, nowy rok i już jakoś koło 3 stycznia byliśmy umówieni na kolejną wizytę.
piątek, 18 stycznia 2013
Pierwsza wizyta w Krakowie
Po wielu godzinach zapoznawania się z tematyką w internecie oraz po licznych dyskusjach zdecydowaliśmy się na wizytę w Krakowie i na założenie kasku. Decyzja była jedyna słuszna, niemniej jednak wydatek 8 tys złotych był dla nas gigantycznym wyzwaniem. Uznaliśmy jednak, że pomimo słabej sytuacji finansowej trzeba to zrobić. Dla Adasia który miał 9 miesięcy to był tak zwany "ostatni gwizdek". Biorąc pod uwagę że trafiliśmy akurat na okres świąteczno- noworoczny czekanie na kask dodatkowo mogło się przedłużyć. Pierwsza nasza podróż Pruszków--> Kraków 4 godziny jazdy. Wybraliśmy drogę przez Radom, Kielce. Pierwszą połowę drogi Adaś przespał, potem niestety trochę marudził.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz