Wizyta trzecia była dość nerwową wizytą. Wszyscy byliśmy zestresowani i poddenerwowani zaistniałą sytuacją. W końcu po konsultacjach doszliśmy do wniosku, że kask prawdopodobnie albo nie jest Adasia, albo Szwajcaria zrobiła jakiś błąd i coś jest nie tak. Wykonaliśmy dodatkowe zdjęcia w trójwymiarze, które zostały wysłane do Berlina i mieliśmy czekać na decyzję i prawdopodobnie nowy kask..
Droga powrotna była koszmarem. Nie dość że droga ciągnęła się niemiłosiernie. Przed Radomiem, cywilnym samochodem namierzyła nas policja. Jechaliśmy aż 83 km na godzinę! Mój tata dostał mandat, punkty karne, ale to nic! W Radomiu jest rondo, na którym jeśli ktoś nie wie, bardzo często może ustawić się na złym pasie (Wcześniej z mężem zrobiliśmy dokładnie to samo) Tak też stało się w naszym przypadku. Po chwili zatrzymał nas radiowóz i policjant z tekstem że kierowca nie przestrzega znaków na jezdni! (znaczy się linii ciągłej) Zaczęliśmy zastanawiać się czy ktoś nas wkręca czy o co chodzi... Załamani, poddenerwowani jedziemy dalej. Od Radomia miała zacząć się dobra droga, dwa pasy :) I zaczęła się, ale zaczęła się też taka zamieć śnieżna, że niestety nie dało się jechać więcej niż 50km/h :) Na domiar wszystkiego Adaś chyba też już ze zmęczenia i stresu zwymiotował tak okropnie że musieliśmy się zatrzymać, przebrać go (a niestety wyjść z auta nie mogliśmy bo była zamieć i mróz) i obłożyć fotelik ręcznikami. To była najgorsza podróż w moim życiu! Mój tata który zawsze zamula i trzyma się przepisów i traf !! raz się zagapił, ta zamieć i to wszystko do kupy jedna wielka masakra! Przyjechaliśmy do domu koło 23, wypłakałam się i poszłam spać :)
Już nigdy w życiu nie wybiorę drogi przez Radom. I wam też nie radzę. Radar co 15 metrów, policja i same ograniczenia do 50... I niech jeszcze więcej dołożą radarów, zamiast np refundować terapię kaskową...
Szczerze współczuję... Nasze podróże do Niemiec też wiązały się ze stressem, mieliśmy jednak szczęście i jakoś to się układało. Aż mi gęsia skórka wyszła podczas czytania...
OdpowiedzUsuńDla mnie największym rozczarowaniem to było miejsce , w którym nas przyjęto.Mała, ciasna poczekalnia, gdzie nie mieszczą się 3 wózki. Dzieci przyjeżdżają z całej Polski i nie tylko z samą mamą lub samym tatą.Zwykle są to oboje rodzice i jeszcze ktoś , więc nie ma mowy żeby wszyscy się zmieścili.Brakuje pomieszczenia , gdzie troszkę starsze dzieciaczki mogłyby zwyczajnie wyprostować nogi, po kilku godzinach jazdy.Toaleta z maleńkim koszem , z którego po kliku godzinach wysypują się pampersy, a przewijak ustawiony jest w poprzek.Nie tak powinno wyglądać miejsce, gdzie przyjmowane są maluszki.A rodzice zostawiają 8 tys. zł. My jechaliśmy z Łodzi 5 godzin, potem 3 godz. u lekarza i znów na 5 godzin maluch poszedł do fotelika w samochodzie.Nawet przemiła i sympatyczna pani doktor Olga nie była w stanie poprawić nam humorów i rozczarowania.Dla tych którzy zdecydują się na Kraków rada, bierzcie hotel , jeśli jesteście z daleka.Poza tym obok jest zakład fryzjerski , gdzie przemiła Pani fryzjerka z własnej nieprzymuszonej woli widząc nas chodzących w mróz po dworze zaprosiła nas na kawę , herbatę i chwilę odpoczynku, a maluch mógł poraczkować i pobawić się zabawkami , które też się znalazły w zakładzie u Pani fryzjerki.Oby te niedogodności i trud podróży dla nas i dziecka nie poszły na marne.
OdpowiedzUsuńOj tak! Pani Fryzjerka po sąsiedzku jest przemiła! Gdybyście w przerwie wizyty postanowili zmienić fryzurę to polecamy :) Przygarnęła nas do siebie kiedy już nie mieściliśmy się w poczekalni :) Fajnie że są jeszcze bezinteresowni mili ludzie! :)
OdpowiedzUsuń